Pamiętnik Zakochanego, 3


Spacery po Warszawie bardzo mnie przygnębiają. Nie cieszą mnie miejsca, o których dawno zdążyłem zapomnieć. Wprost przeciwnie. Czuję, że się duszę. Przygniata mnie depresja. Nie mogę spać. Nawet jedzenie wydaje się bez wyrazu. Wierzyć mi się nie chce, że jeszcze kilka dni temu uważałem te uczucia za „tęsknotę”. Lata lecą, a ja nadal nie umiem się ogarnąć.
To zabawne, że nie ma miejsca na świecie, które mógłbym nazwać „domem”. Wszędzie, gdzie przebywam, dopadają mnie te same demony. Jeśli do końca miesiąca nie poczuję się lepiej, wyjadę.
Przenoszę się na balkon, gdzie siadam na podłodze. Piję czerwone wino i staram się myśleć pozytywnie. Pół roku temu przyśnił mi się sen, w którym jakiś głos żądał ode mnie, abym rzucił wszystko i po prostu przyjechał do Warszawy. Długo ze sobą walczyłem. W końcu uległem. Mam ochotę zaśmiać się w twarz tej sennej zjawie.
W sumie to tylko część prawdy. Od bardzo dawna czułem się samotny. Uczepiłem się myśli, że może to mama chce się mną zaopiekować. Wiosną zawsze wspominała polskie bzy, które kojarzyły się jej z dzieciństwem. W końcu ja także zapragnąłem je zobaczyć.
Przyjechałem.
Zobaczyłem.
Osamotnienie i rozczarowanie jedynie się nasiliły.
To tyle, jeśli chodzi o senne przepowiednie.
Wypadałoby, abym przed wyjazdem odwiedził dziadków, a także najbliższych przyjaciół mamy. Od lat piszą do mnie kartki na święta i urodziny, zawsze serdecznie zapraszając. Może więc wystarczy, aby odhaczyć z listy te przykre obowiązki i z czystym sumieniem ruszyć dalej?

Pamiętnik Zakochanego, 2


Pierwsza rzecz, która rzuca mi się w oczy, to szarość i smutek Warszawy.
Kierowca taksówki zabiera mnie do centrum. Jest małomówny i skoncentrowany na prowadzeniu samochodu. Ja także milczę. Rozglądam się po okolicy, próbując dopasować skrawki wspomnień. Czy to te same ulice? Wydają się obce i odpychające. Okazują mi swoją niechęć, bo to nie jest mój świat. Już tu nie należę.
- Proszę mnie zawieźć do hotelu Marriott – decyduję, przerywając ciszę.
Po kilkunastu minutach mężczyzna parkuje pod głównym wejściem. Wysiadam  z auta i spoglądam w górę. Wstydzę się zapytać, czy budynek był w ostatnim czasie remontowany. Pamiętam, że mieszkałem tu z rodzicami, gdy kilkanaście lat temu ojciec zmuszony był spędzić miesiąc w stolicy. Stalowoszara bryła nie pomaga odbudować moich wspomnień.
Kierując się w stronę recepcji przypominam sobie scenę z windy, wyłożonej złotymi lustrami. Obok mnie stała mama i uśmiechała się do swojego odbicia w lustrze. Jej uśmiech był zaraźliwy i wywoływał we mnie poczucie szczęścia. Żałuję, że już nigdy więcej nie dane mi będzie go oglądać.
Jak na zawołanie, przypomina mi się także huk samolotowego silnika, gdy opuszczałem Polskę. Wtedy także myślałem o jej uśmiechu. Tamtego dnia obiecałem sobie, że już nigdy więcej tu nie wrócę.
Okazuje się, że słowo „nigdy” nie trwa wiecznie…

Pamiętnik Zakochanego, 1


Nie lubię się przeprowadzać.
Nie lubię rozstań.
Nie lubię powrotów.
Uległem impulsowi. Spakowałem do walizki trochę najpotrzebniejszych rzeczy, w tym rodzinny album oraz szkatułkę z biżuterią mamy i pojechałem na lotnisko.
Ostatni raz byłem w Polsce dokładnie szesnaście lat temu.
Nie należę do osób, które tęsknią.
Nie jestem emocjonalny. Wszystkie decyzje podejmuję na zasadzie chłodnej kalkulacji, popartej liczbami.
Skąd więc się wzięła ta chwilowa zachcianka?
Może to przez muzykę, które wprawia mnie w melancholijny nastrój?
Nie, to coś więcej.
Czytałem ostatnio Fausta i doszedłem do wniosku, że ja również nie czuję się spełniony.
Nie podpiszę paktu z diabłem. Na to jest zdecydowanie za późno. Nie potrzebuję przewodnika, by zwiedzać piekło.
Nowy początek zacznę od chwili, w której wszystko się skończyło.
Wracam do domu.